W zatłoczonych miastach stale przybywa samochodów, korki stają się coraz większe, a czas dojazdu do pracy wydłuża się niemiłosiernie. Nic dziwnego, że alternatywne formy transportu cieszą się coraz większym powodzeniem. Gdy popularność zaczynały zyskiwać rowery na minuty, mało kto myślał, że już wkrótce będziemy wskakiwać na elektryczne hulajnogi. Teraz okazuje się, że taki rodzaj podwózki może się sprawdzić także w działalności biznesowej, np. w branży kateringowej lub firmach kurierskich.

Ale transportowa rewolucja to nie tylko nowe rodzaje pojazdów. Widać ją także w organizowaniu ich dostępności. Nie trzeba już kupować – wystarczy wypożyczyć. Badania firmy doradczej DataArt mówią, że w końcu 2018 r. mieszkańcy największych polskich aglomeracji w ramach transportu współdzielonego mogli korzystać z 18,3 tys. samochodów, skuterów, rowerów i hulajnóg. A dwie trzecie z 21 zajmujących się jego organizacją firm zadeklarowało rozszerzenie działalności w 2019 r. na kolejne miasta, tłumacząc plany ekspansji szybko rosnącym zainteresowaniem.

Z czasem takie dzielenie się środkami transportu będzie nabierać coraz większego znaczenia. Stanie się jedną z recept na postępującą urbanizację, problemy z korkami i brak miejsc do parkowania. A stąd już krok do kolejnego etapu – transportu autonomicznego. Z badań przeprowadzonych w San Francisco wynika, że autonomiczne samochody mogłyby doprowadzić do ograniczenia ruchu o co najmniej połowę, a nawet czterokrotnie. W rezultacie spadłby popyt na parkingi, co otworzyłoby nowe miejsca dla ruchu pieszego. A nawet przyniosłoby zmiany w miejskiej architekturze, pozwalając np. zwęzić ulice.